[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie tego wyobrażać. Bardziej niż koszula przydałby mu się
teraz marszczony fartuszek.
- Nie wiedziałam, o której zazwyczaj jesz kolację. Ja byłam
już głodna, więc usmażyłam kiełbasę w cieście i naleśniki. Mam
nadzieję, że zjesz to razem ze mną. - Jej głos brzmiał piskliwie z
przejęcia.
- Bardzo dobrze, najwyższy czas coś przekąsić - odpowiedział
Jake. - Po całym dniu ciężkiej pracy jestem naprawdę głodny. -
Patrzył w jej oczy, które miały kolor szlachetnej whisky albo
wody w płytkim strumieniu, przez którą prześwituje skaliste
dno. Uśmiechała się do niego niepewnie, jakby oczekiwała
aprobaty i bała się, że jej nie uzyska.
- Lubię kiełbasę w cieście - dodał. Cały gniew wyparował z
niego jak kamfora. Nie znosił naleśników, choć Pete uwielbiał je
robić. - Najpierw jednak umyję się i coś na siebie włożę.
RS
42
Priss rzuciła mu pełne obawy spojrzenie.
- Nie wiem, czy zostały jeszcze jakieś suche koszule.
Przeniosę te uprane do kuchni, jak trochę ociekną. Nie mogłam
uruchomić suszarki. Pożyczyłam sobie od ciebie parę ciuchów.
Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.
Trajkotała jak nakręcona. Może czuje się nieswojo, pomyślał
Jake. Miała na sobie jego flanelową koszulę i długie kalesony
Pete'a. Wyglądała w nich niezwykle pociągająco. Wyobraził
sobie, jak by to było, gdyby zażądał zwrotu swojej koszuli i
zaczął rozpinać powoli jej guziki... Odsłoniłby w ten sposób
piersi Priss, potem zsunął koszulę z jej ramion...
A niech to... Nic z tego nie będzie.
Podszedł do termostatu klimatyzatora i przesunął gałkę o parę
stopni.
- Powiedziałbym ci, że suszarka nie jest jeszcze podłączona,
gdybyś o to zapytała.
Wszedł na schody, żeby się umyć. Priss szła za nim, nie
przestając trajkotać. Jeśli ona wejdzie ze mną do łazienki,
myślał Jake, może dam sobie spokój z kolacją i poprzestanę na
deserze.
W połowie drogi żołądek jednak dał głośno znać o swoich
potrzebach.
- Więc dlatego nie mogłam jej uruchomić... - powiedziała
Priss swoim wytwornym akcentem z dobrej szkoły dla panienek.
- A już myślałam, że, jak zwykle, nie umiem sobie z nią
poradzić. Maszyny mnie nie lubią... Zajrzałam do zamrażarki,
ale wszystko było zamarznięte na kamień, więc zużyłam to, co
było w lodówce. To znaczy kiełbasę. Znalazłam jedno jajko...
Pomyślałam, że starczy na naleśniki. Jajko wbija się do mąki,
prawda?
Ostatnie zdanie obudziło w Jake'u złe przeczucia.
- Ale wszystko jest już gotowe - kontynuowała Priss z
zapałem - więc możesz się przebrać do obiadu, a ja naleję wina.
Nie wiem, gdzie trzymasz coś lepszego, ale jakieś znalazłam...
RS
43
- Wino?
Priss spojrzała na niego przez ramię. Z rozpuszczonymi
włosami, w jego koszuli opadającej na biodra wyglądała tak
zmysłowo, że ten obrazek starczyłby jako pożywka do nocnych
marzeń na cały rok.
Jake odchrząknął niepewnie.
- Obawiam się, że jedyne wino, jakie jest w tym domu, to
nalewka Pete'a. Lek na reumatyzm... - dokończył.
- Och. Chyba właśnie to otworzyłam godzinę temu. %7łeby
pooddychało, rozumiesz...
- %7łeby pooddychało. Rozumiem. - To wino na pewno mogło
oddychać swobodniej niż on teraz. Priss wyglądała niezwykle
pociągająco w kalesonach Pete'a. Bardziej nawet niż w
obcisłych dżinsach.
- To do zobaczenia w salonie na dole, jeśli będziesz gotowy.
No, no, kto tu jest gospodarzem, pomyślał Jake. I co za
pomysł z tym salonem? Nigdy nie używał pokoju na dole; to
pomieszczenie było tak ponure, że mógłby tam siedzieć
najwyżej po pijanemu.
Gdy zszedł, ujrzał uprzątnięty z gratów stary dębowy stół,
który Priss wyciągnęła na środek pokoju. Gdzie ona znalazła ten
obrus? Stały na nim talerze w kwiatki, które Pete kupił na
jakiejś wyprzedaży. Nikt ich nie używał, bo były przerazliwie
brzydkie.
Wyciągnęła też świeczki, które trzymał na wypadek awarii
prądu. Kolacja z winem, w blasku świec! Niech to diabli.
Powinien chyba wrócić do stajni i wezwać Pete'a. Czułby się
trochę bezpieczniej.
- Nie znalazłam dzbanka na sok - oznajmiła gospodyni tego
przyjęcia - więc wzięłam to. - Pokazała z triumfem porcelanowy
wazon, którą Pete wygrał kiedyś w bingo. Był jeszcze brzydszy
niż talerze.
- Nie wiem, która jest godzina - ciągnęła - bo nie widziałam tu
żadnego zegara, ale obiad jest gotowy. Siadaj, proszę.
RS
44
Jake też nie wiedział, która jest godzina. Zegarek był mu
potrzebny tylko wtedy, kiedy wyjeżdżał z domu w interesach. W
domu wschód słońca sygnalizował mu, że pora wstawać do
pracy, a praca kończyła się wtedy, kiedy wszystko było zrobione
albo kiedy padał z nóg ze zmęczenia. %7łołądek sam dawał mu
znać, kiedy jest pora na posiłek. Poza tym wiedział, jaka jest
pora dnia, z wystarczającą dokładnością.
Dziś całkiem stracił rachubę czasu.
Priss wniosła to, co nazywała obiadem. Jake o tej porze jadał
raczej kolację. Najpierw podała coś, co wyglądało jak łaty do
dętek: małe, czarne i cienkie. Na jej twarzy malowała się taka
duma z własnego dzieła, jakby podała co najmniej polędwicę z
ananasem.
Jake zmusił się do uśmiechu.
Potem na stole zjawiła się kiełbasa. Owszem, w cieście.
Wyglądała na zle upieczoną, w środku była pewnie zupełnie
surowa.
- Chyba zle ją upiekłam - oznajmiła Priss z troską w głosie -
więc chciałam polać ją keczupem, ale może nie lubisz keczupu
do kiełbasy?
- No... Keczup to chyba niezły pomysł.
Jasny gwint, co ona robi? pomyślał Jake z odcieniem paniki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]