[ Pobierz całość w formacie PDF ]
– To nie jest możliwe, hrabia nie da rady.
– Hm! To musimy tu zostać – odezwał się Mariano ze smutkiem.
– Dla mnie to również niewygodne. Chętnie miałbym panów koło siebie – odpowiedział pre-
zydent.
Po pewnej chwili odezwał się Sternau.
– Można znaleźć jeszcze radę na to. Nie sądzi pan, panie prezydencie, że fort jest teraz bez-
pieczny?
– Najzupełniej.
– W takim razie moglibyśmy na jakiś czas zostawić tutaj hrabiego.
– Jak to! – zawołał Mariano. – Kto go będzie leczył?
– Ci wiedeńscy lekarze. Są uczeni i zręczni, więc możemy być spokojni, że uczynią wszystko
co do nich należy.
– Ale jakby Francuzi...
– Francuzi? – przerwał Juarez. – Mogę panu zagwarantować, że żaden Francuz się tu nie od-
waży pokazać. A gdyby się i ośmielili wtargnąć do fortu, choremu nie grozi żadne niebezpie-
czeństwo. Hrabiego Rodrigandę, nie mogą uważać za wroga.
– Ale Indianie? Komancze? – rzekł Mariano.
– Ci ponieśli taką porażkę, że nie ruszą się ze swych pastwisk przed rokiem.
– Myślę, że właśnie ta porażka skłoni ich do odwetu!
– Tym razem mogę pana uspokoić. Wystarczy tylko słowo powiedzieć Apaczom, a postarają
się o dostateczną ilość wojowników i na mój rozkaz umieszczą ich w pobliżu fortu i będą go
strzec.
– Zechcesz pan użyć swego wpływu?
– Z największą chęcią.
– W takim razie będę spokojny. Chodzi tylko o to, jak mój stryj się później do nas dostanie?
– Apacze odprowadzą go do Cohahuila. Tam się z nami spotka. No co, dobry plan? Zgadza się
pan?
Z tym pytaniem zwrócił się Juarez do Sternaua, a on odrzekł:
– Tak. Żeby się spotkać z lordem musimy się przyłączyć do pana prezydenta. Hrabia zostanie
pod znakomitą opieką i w kilka dni wróci do sił. Apacze przyprowadzą go do nas. Czyż to nie
jest najlepsze wyjście, drogi Mariano?
108
– Tak, nie mam czasu do stracenia.
– Dzielny z was człowiek. Poważnie traktujecie obowiązki. Nie chcę was zatrzymywać, ale
najpierw muszę się udać do mojego pokoju. Napiszę parę słów do lorda. List ten proszę mu od-
dać do rąk własnych.
Wyszli. Sternau również się oddalił mówiąc:
– Hrabia śpi spokojnie, więc na razie nie jestem tu potrzebny. Muszę zajrzeć do Czarnego Ge-
rarda.
Pirnero zszedł na dół i rozpoczął poszukiwania swej córki. Przeszukał już kuchnię i sklep, ale
daremnie. Powrócił więc do szynku i usiadł na swym krześle wyglądając przez okno. Zamyślił
się głęboko, ale sam nie wiedział nad czym.
Cisza panowała w całej miejscowości przerywana tylko od czasu do czasu zawodzeniem In-
dian. Tak okazywali żałobę nad poległymi braćmi.
W domu gospodarza także nie było spokoju. Dziki, okropny jęk dało się słyszeć. Były to jęki
francuskiego sierżanta, który leżał na strychu ze zdartą z głowy skórą. Gorączka odjęła mu świa-
domość.
W tej chwili otwarły się drzwi i do środka weszła Resedilla. Zajęła się sprzątaniem, a ojciec
udawał, że jej nie widzi. Gniewało go to, co jej przedtem powiedział, a jednak musiał rozpocząć
rozmowę. Zakaszlał kilka razy, jakby chciał ukryć zakłopotanie, w końcu odezwał się:
– Jak tam ciemno!
Nie otrzymał żadnej odpowiedzi, więc głośniej powtórzył:
– Strasznie ciemno na zewnątrz!
Ponieważ i teraz nie odpowiedziała, obrócił się do niej i zapytał:
– Dobrze, niech tak będzie Proszę mi nie brać za złe, tej ostrożności, ale po tylu przejściach
wszystko należy dokładnie sprawdzić.
– Dobrze! – zawołał Juarez. – Kiedy zamierzacie wyruszyć, senior Sępi Dziób?
– Jak najprędzej. Najprawdopodobniej odbiję zaraz.
– Teraz, na noc?
– Co ty na to?
– Na co? – spytała wreszcie.
– No, że tak ciemno?
– To prawda.
– Ale za to wszystko dobrze słychać.
– Co słychać? Przecież panuje cisza?
– Cicho! Słuchaj teraz. Słyszysz to wycie?
– Słyszę.
– Czegoś podobnego nie przeżyjesz w Pirnie.
– Tak, bo tam nie ma Indian.
– Nie ma, tam nie zdzierają ludziom skalpów. Co najwyżej dostanie któryś ławą po głowie,
tak, że mu potem huczy jak w ulu, ale i to tylko przy szczególnych okazjach, jak na przykład we-
sele, chrzciny albo pogrzeby. Wiesz co jest z tego najładniejsze?
– Pogrzeby?
Ze strachu o mało nie spadł ze stołka. Popatrzył na nią uważniej, jakby powątpiewając o jej
zdrowych zmysłach i zapytał ze zdziwieniem:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]