[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Colleen, z tego, co mówisz, odnoszę wrażenie, że tobie też. się coś
dzisiaj przytrafiło - rzekła nieco spokojniejszym głosem Nicola,
chwilowo zapominając o swoich przejściach i koncentrując się na
minie Colleen. - Coś niedobrze z Jackiem, tak?
Colleen popatrzyła przed siebie niewidzącymi oczyma.
- Jack nie chowa w zanadrzu żadnej młodocianej oblubienicy, ale jest
absolutnie zdecydowany, żeby, jak to ujęłaś, złapać trochę
nadprogramowego seksu, chociaż mnie nie kocha i nawet tego nie
udaje.
- Pokłóciliście się? Zamierzasz z nim zerwać?
- Tak, na oba pytania. - Colleen przełknęła pierwsze oznaki szlochu,
94
na który zbierało się jej od dłuższej chwili. Cóż za głupota płakać z
powodu kogoś, komu na tobie nie zależy i nigdy nie będzie zależało.
Nicola westchnęła smutno.
- Aż trudno sobie wyobrazić, że jeszcze wczoraj obie byłyśmy
szczęśliwe, pełne nadziei i zakochane, a dzisiaj tylko płacz i
zgrzytanie zębów, tyle że dalej jesteśmy zakochane. Nienawidzę tego,
Colleen. Nienawidzę miłości. Ech! Jedynie w książkach wszystko
idzie jak z płatka. Pewnie powinnam się cieszyć, że nie poszłam do
łóżka z Kamalem. Wyobrażasz sobie, jak bym się czuła, gdybym
odkryła dopiero potem, że mu wcale nie zależy na mnie, tylko na
mojej...
Jeszcze gorzej wiedzieć to przedtem i zrobić to mimo wszystko -
pomyślała Colleen posępnie. Jeśli natychmiast nie zacznie
dotrzymywać danej sobie obietnicy, żeby unikać tego typa, to pewnie
wcześniej czy pózniej wyląduje na czarnej skórzanej sofie. Od chwili
gdy Jack wyzwolił drzemiącą w niej namiętność i pasję, ryzyko
niepomiernie rosło. Namiętność i pasja wciągają i bawią, kiedy się o
tym czyta, ale żyć z tym nie jest łatwo. Od tej pory koniec z
pobłażaniem sobie, koniec z iluzjami.
Zadzwonił telefon i Nicola skoczyła na równe nogi. Podniosła
słuchawkę niemal natychmiast.
- Do ciebie, Colleen - powiedziała z nutką zawiści w głosie. Serce
Colleen zabiło mocniej. Jeżeli to Jack dzwoni z przeprosinami, a może
nawet żeby porozmawiać o dzisiejszych nieporozumieniach...
Niestety. W słuchawce odezwał się Rodd Garrett. Przez kilka chwil
wymieniali zdawkowe uprzejmości, aż w końcu Colleen oznajmiła, że
nie może mu towarzyszyć na przyjęciu w piątek z powodu
nieoczekiwanej wizyty starych przyjaciół. Było to kłamstwo, ale dość
niewinne, za to oszczędzało długich i bolesnych wyjaśnień, czemu
straciła ochotę na jakiekolwiek przyjęcia.
Rodd zareagował na jej odmowę spokojnie, potem zapytał czy może
zatelefonować ponownie za parę dni. Zgodziła się, lecz wstrętne
insynuacje Jacka bezustannie kłębiły się jej w głowie.
- Rodd Garrett wygląda na miłego faceta. Nie bawię się z nim w
kotka i myszkę i nie zamierzam go złapać tylko dlatego, że jest
zawodowym piłkarzem - oznajmiła Nicoli, jakby broniła się przed
95
zarzutami Jacka.
Nicola spojrzała na nią, nie pojmując przyczyny dziwnego
oświadczenia.
- Ktoś ci zarzucił, że łapiesz tego Rodda?
- Jack. On... - Colleen urwała. Nie miała ochoty rozmawiać o
Blackledge u. Obiecała sobie, że nie będzie nawet o nim myśleć i
zwierzyła się ze swoich ślubów Nicoli.
- Dobrze. W takim razie ja przestanę mówić i myśleć o Kamalu -
rzekła twardo Nicola. - Gdybyśmy się zapomniały, to możemy się
nawzajem hamować, prawda? Utworzymy towarzystwo wzajemnej
pomocy. Nazwiemy się na przykład tak: Niedoszłe Ofiary Mężczyzn
Wykorzystujących Kobiety. Jak to brzmi?
Wymieniły nieszczęśliwe uśmiechy.
- Właśnie podsunęłaś mi temat artykułu, Nicola. Chciałabyś pomóc
mi trochę?
- Jeśli chodzi o to, żeby dołożyć wszystkim facetom, a Kamalowi i
Jackowi w szczególności, to możesz na mnie liczyć! - zawołała Nicola
w nagłym podekscytowaniu. - Będziemy mogły zapomnieć o naszym
garbatym losie na godzinę albo dwie.
Colleen przyniosła papier i pióro.
Jack ułożył się w wannie z gorącą wodą i zajął się obserwowaniem
stukających o szybę kropli deszczu. Gdzieś w pobliżu strzelił piorun,
błyskawica rozdarła niebo, a deszcz przeistoczył się w oberwanie
chmury, zalewające okna potokami chlupiącej wody.
Gorąca kąpiel działała niewymownie kojąco, choć na zewnątrz
szalała burza. Napięcie skuwające całe ciało żelaznymi obręczami
poczęło stopniowo rozpuszczać się w parującej wodzie. Miał nadzieję,
że jego nerwom zrobi to równie dobrze, lecz niestety. Myśli nadal
wirowały i kłębiły się z zawrotną szybkością wewnątrz czaszki.
Wszystkie dotyczyły Colleen Brady. Jej obrazy stały mu przed
oczami jak żywe: Colleen wybucha śmiechem pod tryskającym jej w
twarz prysznicem rozpylonej wody Niagary w czasie wycieczki do
Jaskini Wiatrów; Colleen na statku rzuca mu się na szyję i nazywa
bohaterem; jej kwadratowy ze złości podbródek; zmatowiałe z
rozmarzenia oczy, gdy trzymał ją w ramionach...
96
[ Pobierz całość w formacie PDF ]