[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się dowiemy, nie mo\e się wydostać poza te mury. Nie mo\esz ryzykować i zawiadomić o tym
prokuratury okręgowej. Jeszcze nie.
- Gage, mam obowiązek...
- Nie - uciął. - Wszystko, co robimy i czego się dowiemy, musi zostać między nami, póki nie
przyjdzie pora na nasz ruch. Nie mogę ci nic więcej obiecać, Deborah. Proszę tylko o kompromis.
- W porządku - powiedziała, widząc, ile go to kosztuje. - Nie pójdę do Mitchella, póki oboje nie
będziemy mieli pewności, \e przyszła pora. Ale chcę wiedzieć wszystko, Gage. Wszystko. - Mówiła
spokojniej. - Zdaję sobie sprawę, \e coś przede mną ukrywasz. Coś niezwykle wa\nego, co nie ma nic
wspólnego z potajemnymi przejściami czy bazą danych. I jest mi bardzo przykro.
Gage odwrócił się. Je\eli miał dać jej wszystko, musiał zacząć od siebie. Zapadła długa cisza, a
potem zaczął mówić:
- Jest coś, czego o mnie nie wiesz, Deborah. Co mo\e ci się nie spodobać i czego mo\e nie będziesz
w stanie zaakceptować.
Ju\ od samego tonu zaschło jej w ustach, a puls zaczął bić nieregularnym rytmem.
- Tak mało masz wiary we mnie?
Pomyślał, \e ulokował w niej całą swoją wiarę.
- Nie miałem prawa dopuścić do tego, by sprawy między nami zaszły tak daleko, zanim ci nie
powiedziałem, kim jestem. - Wyciągnął rękę i dotknął jej policzka z nadzieją, \e nie robi tego po raz
ostatni. - Nie chciałem cię przera\ać.
- Powiem ci, \e teraz mnie przera\asz. Je\eli masz mi coś do powiedzenia, zrób to. Jakoś sobie
poradzimy.
Bez słowa odwrócił się i podszedł do kamiennej ściany. Tam znów się odwrócił i patrząc na
Deborah, zniknął.
Otworzyła usta ze zdumienia, lecz wydobył się z nich tylko stłumiony jęk. Cofnęła się, ze
wzrokiem wbitym w miejsce, w którym powinien się znajdować Gage. Nie tylko powinien, ale musiał,
wmawiał jej zdezorientowany umysł. Dr\ącą ręką chwyciła za oparcie krzesła i osunęła się na nie.
Podczas gdy jej umysł wcią\ zaprzeczał temu, co widziały oczy, Gage powrócił nagle,
materializując się jakieś trzy metry od miejsca, w którym zniknął. Przez moment patrzyła poprzez
niego, jakby był tylko duchem stojącego przed nią człowieka.
Chciała wstać, potem się rozmyśliła, chrząknęła i powiedziała:
73
- Dziwna pora na sztuczki magiczne.
- To nie jest sztuczka. - Ruszył ku niej, zastanawiając się, czy się \achnie albo cofnie. - Przy-
najmniej nie taka, jak myślisz.
- A te wszystkie gad\ety, które tu zgromadziłeś? - powiedziała, chwytając się logiki jak koła
ratunkowego pośród morza zamętu. - Nie wiem, czego u\ywasz, ale złudzenie optyczne jest
niesamowite. Pentagon byłby bardzo zainteresowany - dodała.
- To nie złudzenie. - Dotknął jej ramienia, a choć się, wbrew jego obawom, nie uchyliła, skórę
miała zimną i wilgotną. - Teraz się mnie boisz.
- Bzdura! - zaprotestowała dr\ącym głosem, po czym wstała. - To tylko sztuczka, nawet efektowna,
ale...
Urwała, gdy poło\ył rozpostartą dłoń na granitowym blacie. Dłoń zniknęła a\ po nadgarstek.
- O Bo\e! - Podniosła na niego oczy, pociemniałe ze zdumienia. - To niemo\liwe! - Przera\ona,
szarpnęła go za rękę i z ulgą zobaczyła jego dłoń, całą i ciepłą.
- To mo\liwe. - Tą samą ręką dotknął delikatnie jej twarzy. - Widzisz, jest prawdziwa.
Uniosła dr\ącą dłoń.
- Daj mi minutę. - Odwróciła się i odeszła o kilka kroków. Poczucie odtrącenia przeszyło go jak
tępe ostrze.
- Przepraszam cię. - Z trudem zdołał zapanować nad głosem. - Nie znałem lepszego i łatwiejszego
sposobu, \eby ci to pokazać. Gdybym próbował ci to opowiedzieć, nie uwierzyłabyś.
- Nie, nie uwierzyłabym. - Choć widziała to na własne oczy, umysł jej wcią\ był gotów się spierać,
\e to niemo\liwe. śe to tylko jakaś zabawa, zwykła sztuczka, i nic więcej. A choć byłoby jej wygodnie
w to uwierzyć, pamiętała, jak Nemezis znikał przed jej oczami.
Odwróciła się i zobaczyła, \e Gage przygląda się jej w napięciu. To ju\ nie były \arty.
Roztrzęsiona, zaczęła sobie rozcierać ramiona, w nadziei, \e się rozgrzeje i uspokoi dygoczące mięśnie.
- Jak ty to robisz? - zapytała.
- Nie wiem tak do końca. - Rozpostarł dłonie, popatrzył na nie, a potem zacisnął je w pięści i w po-
czuciu bezradności wsunął do kieszeni. - Coś się ze mną stało, kiedy le\ałem w śpiączce. Coś się we
mnie zmieniło. Odkryłem to niemal przez przypadek parę tygodni po tym, jak odzyskałem
przytomność. Musiałem się z tym pogodzić, musiałem nauczyć się tym posługiwać, bo czułem, \e
otrzymałem ten dar w pewnym celu.
- Stąd Nemezis.
- Tak, stąd Nemezis.- Powoli zaczynał się uspokajać. Gdy spojrzał na Deborah, zobaczyła, \e
wzrok ma obojętny i dziwnie martwy. - Nie miałem wyboru, ale ty go masz.
- Wydaje mi się, \e tego nie rozumiem. - Chwyciła się za głowę i zaśmiała się nerwowo. - Wiem,
\e tego nie rozumiem.
- Opowiadając ci o sobie, nie byłem z tobą szczery. Mę\czyzna, w którym się zakochałaś, był
normalny.
Zdezorientowana, opuściła ręce.
- Nic ju\ z tego nie rozumiem. Przecie\ zakochałam się w tobie.
- Ale ja nie jestem normalny, do cholery! - W jego oczach błysnęła wściekłość. - I nigdy nie będę.
Co gorsza, będę musiał to znosić do końca \ycia. Nie potrafię ci powiedzieć, skąd to wiem, ale wiem.
- Gage... - Wyciągnęła ręce, ale on się cofnął
- Nie chcę twojej litości.
- Wcale się nad tobą nie lituję - wypaliła. - Bo niby dlaczego? Nie jesteś przecie\ chory. Wręcz
przeciwnie - jesteś cały i zdrowy. A ja jestem zła tylko dlatego, \e to tak\e zataiłeś przede mną. I
domyślam się dlaczego. - Cofając się, przeczesała palcami włosy. - Uznałeś, \e odejdę, prawda? śe
jestem za słaba, za głupia albo za delikatna, \eby sobie z tym poradzić. Nie wierzyłeś w moją miłość do
ciebie! - wykrzyknęła w przypływie ślepej furii. - Nie wierzyłeś w moją miłość - powtórzyła. - Do
diabła z tobą, Gage! Ale ja i tak cię kocham i zawsze będę kochać.
Pobiegła w stronę wyjścia. Gage dopadł ją u stóp schodów, odwrócił do siebie i przytulił, choć
przeklinała i próbowała się wyrwać.
- Nazywaj mnie, jak chcesz. - Chwycił ją za ramiona i mocno potrząsnął. - Daj mi w twarz, jeśli
chcesz. Ale nie odchodz.
- Myślałeś, \e cię zostawię, prawda? - Spróbowała się wyrwać. - śe się okręcę na pięcie i odejdę?
- Tak.
Zaczęła na niego krzyczeć. A potem zobaczyła w jego oczach to, co tak skrzętnie przed nią ukry-
wał. Strach. W jednej chwili zapomniała o oskar\eniach.
74
- Myliłeś się - powiedziała cicho. Patrząc mu w oczy, otoczyła dłońmi jego twarz, wspięła się na
palce i pocałowała go w usta.
Zadr\eli. I on, i ona. Zalała ich podwójna fala ulgi. Gage zamknął Deborah w mia\d\ącym,
zaborczym uścisku. W miejsce potwornego strachu pojawiło się silne po\ądanie. To nie litość
przemawiała przez jej usta, ale namiętność.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]