[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie liczą się jednostki, nie liczą się też ludzie, nic
się nie liczy  dodał.
Wizja totalnej klęski zawisła nad nią na dobre.
 Coś jednak musi być, skoro tak właśnie jest?
 Są wyjątki jak widać, a to jest jeden z nich.
Czasami odpowiedzi nie sposób odnalezć&
 Może wystarczyłoby zaledwie zlikwidować
pieniądze?  zaproponowała.
Przez chwilę mu to nawet pasowało.
 Nie sądzę, tego szaleństwa nic już nie
powstrzyma&
Nic nie mogło jej już pomóc, w końcu do niego
dotarło. Będzie musiał ją tu zostawić, czy podoła
zadaniu? Myślami uciekał od trudnej decyzji, która była
tylko kwestią czasu. Z dużej wysokości obrazy okolicy
były nieczytelne, zeszli więc niżej. Ona o to poprosiła.
Chciała coś jeszcze ujrzeć, ostatni raz zobaczyć coś z
tamtego świata, który był jej bliski i jednocześnie daleki.
Siódme piętro, może ósme, nie byli pewni? Dalej
korytarzem w lewo i za ostatnim aneksem na wprost.
Kilka drzwi od sąsiednich apartamentów z klamkami
powleczonymi chromem. Wcześniej jakiś segment, obok
toalety, dalej biuro. Obszerne, nowocześnie urządzone.
Włoskie lampy na biurku, powyginane w esy-floresy
tworzyły ciekawe rozwiązanie tego architektonicznego
tworu i geniuszu nowej myśli. Tuż za tym wszystkim,
było oczekiwane przez nich okno, zasłonięte, okryte
żaluzjami i roletą. Skryte przed wszystkimi, jakby
odizolowane. Mężczyzna szeroko je otworzył. Najpierw
uchylił w bok, spodziewając się niespodzianek, których
nie było. Odetchnął, uspokojony wynurzył na zewnątrz
rozczochraną głowę. Był bez maski, już dawno temu
postanowił ją zdjąć. Chciał poczuć powietrze, ona też
tego chciała. Wystawił ją półprzytomną poza granicę
parapetu, uniósł i podtrzymał. Mocny wiatr przeszył jej
skronie. Otworzyła oczy, potem także usta. Zaczerpnęła
powietrze, które wywołało kaszel. Dusiła się, a on
cierpliwie na to patrzył. Dziewczynka pomagała mu
utrzymać kobietę w pionie, robiła co mogła. Swoimi
malutkimi rączkami dzwigała ciężar całego swojego
życia. Kim jesteś, ty, co życie moje zakończyłeś?,
zawołała kobieta. Jej głos poszybował w nieznane.
Patrząc przed siebie, zobaczyła stary szpital
onkologiczny. Z grubymi murami z czerwonej cegły
odstraszał pustką i przeznaczeniem. Za nim kościół, który
wyłaniał się z błękitu światła. Oddalony, wysoko wznosił
się ku niebu. Poszukiwał Go, głosem setek skrytych w
nim istnień ludzkich, pukając do bram przeznaczenia.
Wrota prawdy wciąż jednak były dla nich niedostępne&
 Czy tam dokąd zmierzam będę już wolna? 
wyszeptała.
 Tak, tam już na pewno tak  odparł ze łzami w
oczach.
 Dlaczego tutaj nie możemy tacy właśnie być?
 Bo to niemożliwe&
Naprzemiennie otwierała i zamykała usta, tak jakby
chciała coś jeszcze powiedzieć. Okrutnie przy tym
cierpiała.
 Ale wystarczyłoby, żebyśmy byli chociaż odrobinę
lepsi, wtedy i świat byłby lepszy&
 Wystarczyłoby, ale tak nie będzie  gładził ją po
czole.
Nie mogła się z tym pogodzić. Nie chciała też
rozstawać.
 Dlaczego, pytam, przecież to takie proste?
 Właśnie dlatego. Czasami to, co jest w zasięgu
wzroku, staje się dla nas całkowicie niewidoczne 
podpowiedział.
Obdzieliła go swoim ostatnim uśmiechem.
 Ludzie nie lubią więc wolności?
 Lubią, ale tylko o niej gadać.
Skinęła głową.
 Pamiętaj, co mi obiecałeś.
 Pamiętam, o nic się nie martw&
Nie mógł patrzeć jak umiera, nie potrafił się z tym
pogodzić. Widział jak gasła w oczach, jak dzielnie z tym
walczyła, jak poddając się przeznaczeniu, godnie żegnała.
Ból, który był w niej przez cały ten czas, teraz jakby
wyparował. Odszedł, tak jak i ona& razem z nią, na
zawsze. Był z nią wtedy, trzymał za rękę, którą mocno
ściskała. Potem uścisk zelżał, odeszła bez zapowiedzi.
Ostatnie, przekrwione spojrzenie, ostatnie słowo, które
wypowiedziała, ostatni dzwięk, który wydobył się z jej
mocno spierzchniętych ust, były skierowane właśnie do
niego. Potem nie było już nic. Jeszcze bardziej go to
pochłonęło, pożarło swoją wszechobecną ciemnością.
Dopiero teraz dostrzegł jak bardzo była czarna, jaka
nieodgadniona i niebezpieczna. Ostatnie chwile życia,
potem przejście, które z ułamka sekundy uczyniło
wieczność i wreszcie ostateczne wybawienie. Odeszła w
spokoju, wyczuł to, kiedy go puściła. Była teraz w
lepszym świecie, może nawet patrzyła na niego z góry?
Chwilę się nad tym zastanawiał, potem zaniósł ją i
położył na obszernym łóżku. Rozsunął pościel, mocno
przybrudzoną i nieświeżą. Przykrył ją całą, od butów,
których nie zdjął, aż po czubek głowy. Jej oczy zamknęły
się same, delikatnie pogładził zaschnięte powieki. Lekko
nacisnął na nie opuszkami palców. Zrozumiał, czym było
życie, dostrzegł to nareszcie. Ta wielka tajemnica, była
zaledwie maleńką prawdą o nich samych. Ochłonął, łzy
płynęły mu po policzkach. Uśmiechał się, płacząc. Ona
żyła już nie tylko w jego umyśle, była także obecna tuż
obok. Teraz ta mała, była jej prawdziwym
odzwierciedleniem, pomyślał. Była jej darem dla niego, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •