[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nic wspólnego.
- Ale\ ma, ma. Oboje wiemy, o czym mówię. - Parsknął
głośnym śmiechem. - O plamie na twojej reputacji. Co ty na
to?
Ku zdumieniu Luke'a, Katrin opadła nagle na maskę
stojącego za nią samochodu. Wygląda na załamaną, pomyślał
Luke. Całkiem rozbitą. Co tu się, u diabła, dzieje?!
- Widzę, \e dobrze wiesz, o czym mówię. - Guy
roześmiał się głośno. - No có\. Mam dla ciebie małą
propozycję. Przyjdziesz do mojego pokoju, powiedzmy za
dziesięć minut, a ja zapomnę o wszystkim. Ale jeśli nie
przyjdziesz, postaram się, \ebyś ju\ jutro rano po\egnała się z
pracą tutaj... Nie będą przecie\ chcieli zatrudniać kogoś z
takim małym sekrecikiem, prawda?
Karin nie odezwała się. Na jej twarzy malowała się
prawdziwa rozpacz. Co to za tajemnica, zastanawiał się Luke?
I dlaczego Katrin taką paniką reagowała na ka\dą wzmiankę o
San Francisco?
Milczenie Katrin rozsierdziło Guya jeszcze bardziej.
- Pokój 334 - warknął. - Za dziesięć minut... Masz tam
być, rozumiesz? Bo jeśli nie, znajdziesz swoje nazwisko we
wszystkich gazetach w Manitobie. I ju\ na pewno nigdzie nie
dostaniesz pracy.
Puścił jej łokieć i zataczając się ruszył alejką w stronę
pensjonatu. Luke skrył się głębiej w zaroślach. Poczuł ostre
ciernie na karku i dłoniach. Stał bez ruchu, wstrzymując
oddech. Lecz Guy minął go, nie patrząc na boki. Kiedy
zniknął za zakrętem ście\ki, Luke ostro\nie wyszedł z
ukrycia. Garnitur ju\ nigdy nie będzie taki, jak kiedyś,
pomyślał. Podszedł do Katrin.
- Katrin... - zaczął - wszystko w porządku?
Patrzyła nań, jakby zobaczyła go po raz pierwszy w \yciu.
Dr\ała.
- Co się dzieje? - spytał łagodnie i wyciągnął do niej rękę.
Cofnęła się gwałtownie.
- Nie dotykaj mnie - krzyknęła. - Mam ju\ tego dość!
Dłu\ej tego nie wytrzymam! Odejdz. Proszę!
- Nie mogę... Masz jakieś kłopoty, prawda? Opowiedz mi
o tym, mo\e będę mógł ci pomóc.
- Nikt nie mo\e mi pomóc. - Powiedziała to z taką
rozpaczą, \e Luke poczuł lodowaty uścisk w sercu.
- O czym mówił Guy? Co to za tajemnica? Ramiona jej
opadły.
- A więc słyszałeś.
- Przed kolacją wygadał się, \e ma ci coś do powiedzenia.
On jest złym aktorem. Oboje to wiemy. Psiakrew! Wszyscy to
wiedzą. Dlatego poszedłem za nim.
- To nie twoja sprawa, Luke - powiedziała Katrin ponuro.
- Nie mieszaj się do mojego \ycia. Prosiłam cię ju\ o to
tyle razy.
- Pójdziesz do jego pokoju?
- A, więc to cię boli! - wybuchnęła. - Jeśli ty nie mo\esz
mnie mieć, to i inni tak\e?
Luke skrzywił się.
- Guy Wharton to drań. Zasługujesz na kogoś znacznie
lepszego. I wcale nie mam siebie na myśli.
- Och, Luke. Tak mi przykro - zawołała. - Nie powinnam
była tak mówić. Zraniłam cię, prawda? Wiem, \e wszystko
robię zle. Ale ja...
- Po prostu nie lubię, gdy stawia się mnie na równi z
Guyem Whartonem.
- Nie pójdę do jego pokoju - powiedziała szybko. - Nie
obchodzi mnie, co powie dyrekcji pensjonatu. Mo\e mówić,
na co tylko ma ochotę. Przez ostatnie pół roku czułam się jak
niedzwiedz w klatce. Poza tym mam ju\ dość tej pracy. Jeśli
mnie wyrzucą, poczuję ulgę.
- Jak niedzwiedz w klatce... Mocno powiedziane. Czy
dlatego wypłynęłaś na jezioro przy południowym wietrze?
- No... Oczywiście.
Luke głośno wypuścił powietrze.
- Załatwię wszystko z Guyem. Mam dość siły, \eby
zrujnować go, jeśli zechcę.
- Nie potrzebuję twojej pomocy! Niech sobie gada, co
chce. Wyje\d\am stąd przed końcem lata, więc co mi za
ró\nica? Moja przyjaciółka Anna wie, kim jestem naprawdę...
Pozostali się nie liczą.
- A gdzie jest w tym moje miejsce?
- Ju\ ci powiedziałam. Nic ci do moich sekretów.
- Chciałbym, \ebyś mi o sobie opowiedziała - powiedział
z naciskiem.
- Trudno.
- Jesteś cholernie upartą kobietą!
- Gdybym nie była, rozdeptałbyś mnie ju\ dawno. Miała
rację. Przez moment zbierał myśli.
- Katrin, tam w jadalni sprowokowałaś Guya. Gdybyś
naprawdę się go bała, nie oblałabyś go brandy. Ani te\ nie
demonstrowałabyś publicznie swojej wiedzy finansowej. Ale
kiedy wygra\ał ci tu kilka minut temu, wyglądałaś na
naprawdę zrozpaczoną. Kompletnie zdruzgotaną.
- Czy nigdy nie przytrafiło ci się coś takiego - mówiła
dr\ącym głosem - co nawet we wspomnieniach obezwładnia i
przera\a? - Głęboko zaczerpnęła powietrza. - A mo\e ty jesteś
odporny na takie prze\ycia?
Jakby czas i przestrzeń się rozpadły, Luke znalazł się
znowu w Teal Lake. W dniu, kiedy jego matka odeszła na
zawsze. Pijany ojciec wściekał się, tłukł naczynia, rozbijał
meble. Płomienie ze starego pieca migotały na suficie. A w
kącie, tuląc starego pluszowego misia, krył się mały,
czarnooki, czarnowłosy chłopiec. Przera\ony i samotny.
- Widzę, \e jednak wiesz, o czym mówię - powiedziała
Katrin pomału. - Co przydarzyło się tobie, Luke?
Z głośnym świstem wciągnął powietrze. Wrócił do
rzeczywistości.
- Nic. Nic się nie zdarzyło. Masz wybujałą wyobraznię.
- Nie sądzę. Czemu nie chcesz okazać tej odrobiny
słabości? - krzyknęła - Jak ka\dy przeciętny człowiek.
A czy\ nie okazał jej przed momentem więcej ni\
kiedykolwiek przedtem? Jak\e nienawidził siebie za to. I
Katrin równie\. Nie wiedział, co powiedzieć. Dlatego
zaatakował ponownie.
- Co będzie, je\eli Guy zadzwoni do gazet? Co wtedy?
Katrin zacisnęła usta.
- Nie zadzwoni. Rano będzie miał takiego kaca, \e mo\e
w ogóle nie móc wstać z łó\ka.
Widać było, \e rozpaczliwie starała się pocieszyć samą
siebie.
- Tak naprawdę to cię szanta\ował - powiedział Luke.
- Nie bądz a\ tak melodramatyczny.
- Mówię, co widziałem.
- Przesadzasz - odparła zimno. - Muszę jechać do domu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]