[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No to w drogę! Pokoje lubią się niecierpliwić.
Pocałowała matkę w policzek, zawróciła do holu, chwyciła walizkę i
ruszyła po schodach na górę.
Pokój wyglądał tak samo jak przed jedenastu laty, kiedy Paige jako
osiemnastoletnia dziewczyna wyjechała na studia. Nie był to ani pokój dziecka,
ani nastolatki. Matthesonowie urządzali sypialnie potomstwa po dorosłemu,
kiedy tylko dzieci przestawały być dziećmi. Podczas ostatnich licealnych
wakacji Paige jej pokój, dzięki rodzicom, zyskał wystrój sypialni młodej
kobiety. W kolorystyce kwiecistych tapet i zasłon dominowały odcienie żółci,
zieleni i biel. Radosny, delikatny nastrój podkreślały stylizowane meble.
Paige zatrzymała się w drzwiach, ogarnięta dziwną melancholią.
Postawiła bagaż na podłodze, musnęła ręką oparcie krzesła przed toaletką i
pikowaną narzutę na łóżku, a potem powoli usiadła na materacu.
W tym pokoju, teraz pełnym wspomnień, kiedyś czuła się szczęśliwa.
Cztery ściany pamiętały dziecięce zabawy, pierwsze wyjście do szkoły,
beztroskie spotkania z koleżankami, zanim zaczęło się mozolne odrabianie prac
domowych. Na nocnym stoliku stał telefon - prezent od rodziców na trzynaste
urodziny.
Uśmiechnęła się na wspomnienie rozmów z przyjaciółkami. Plotkowały,
chichotały, marzyły o kochających mężach i udanych dzieciach i o tych
sprawach w ich życiu, które, gdyby to było możliwe, załatwiłyby inaczej.
Spierały się, czasem nawet kłóciły, lecz Paige już wtedy czuła, że powinna
zapewnić swemu dziecku to wszystko, czego sama doświadczyła w domu
rodzinnym. Skoro teraz oczekiwała dziecka, musiała mu w jakiś sposób
wynagrodzić brak ojca.
Odetchnęła ciężko, zakryła oczy dłońmi, ale nie pozwoliła sobie na
dłuższą chwilę słabości. Energicznie wstała z materaca, spojrzała w lustro, aby
132
An43
us
o
l
a
d
n
a
c
s
poprawić włosy i musnąć różem policzki - wiedziała, że tą sztuczką nie
zwiedzie czujnej matki, ale ojca i braci zdoła przechytrzyć -i zeszła na parter.
Laura siedziała w kąciku jadalnym w kuchni i, głęboko zamyślona,
mieszała łyżeczką herbatę. Słysząc stukot obcasów córki na terakocie, podniosła
wzrok.
- Millie ma wychodne do obiadu - wyjaśniła przyczynę nieobecności
gosposi. - Z niecierpliwością czekała na twój przyjazd, ale chciała też spędzić
trochę czasu we własnym domu, bo przez cały weekend będzie miała u nas tyle
pracy, że nie wyrwie się ani na moment.
- Jak ona się czuje?
- Zwietnie jak na swoje sześćdziesiąt pięć lat. Dobrze jej u nas. Nie
przemęcza się. Na co dzień jesteśmy tylko we dwoje z tatą, tak więc kiedy
dokucza jej artretyzm, po prostu robi sobie wolne. Przyrzekła mi, że na co
najmniej sobotę i niedzielę zaczaruje artretyzm. Myślę, że przeżywa to przyjęcie
nie mniej niż my. Będzie tu dowodzić całą armią.
Uśmiechnięta Paige usiadła przy stoliku obok matki. Nad filiżanką świeżo
zaparzonej herbaty unosił się aromatyczny obłoczek. Kusiła taca smakowitych
ciasteczek, krakersów i plasterków ostrego sera.
- Czy wszystko jest już zapięte na ostatni guzik? - spytała i czując na
sobie badawczy wzrok matki, z udawanym apetytem sięgnęła po krakersa.
- Chyba tak. Rano rozstawiono namiot na podwórzu. Niebawem
przywiozą stoły, krzesła i obrusy. Z kwiaciarni obiecali przyjechać o trzeciej. O
piątej firma cateringowa dostarczy jedzenie. Mnie naprawdę niewiele pozostaje
do roboty, poza manikiurem i ułożeniem włosów i, oczywiście, pilnowaniem,
żeby dzieci nie bawiły się srebrnymi sztućcami.
Paige rozpromieniła się.
- Już bym chciała zobaczyć dzieciaki. Założę się, że urosły jak na
drożdżach.
133
An43
us
o
l
a
d
n
a
c
s
- Oczywiście! Zwłaszcza Todd. Nie znam równie rosłego pięciolatka. -
Przez Laurę przemawiała babcina duma. Jednak coś mąciło jej radość, między
jej wypielęgnowanymi brwiami bowiem pojawiła się zmarszczka. -Spróbuj sera
do krakersów, kochanie. Zwieżutki brie.
%7łołądek Paige zacisnął się na samą myśl o dalszym jedzeniu. Pokręciła
głową i podniosła do ust filiżankę.
- Chyba nic na razie nie przełknę. Mniam. Pyszna! Słodzona miodem,
prawda?
Matce nie w głowie była receptura parzenia herbaty.
- Co się stało, córeczko? Mów, co chcesz, ale mnie nie oszukasz. Widzę,
że dzieje się coś niedobrego. Zbladłaś, masz podkrążone oczy... i schudłaś, a
twojej figurze to naprawdę niepotrzebne.
Paige powoli odstawiła filiżankę i spojrzała matce prosto w oczy. I to był
błąd, ponieważ zatroskana mina pani Mattheson sprawiła, że jej córka poczuła
się jeszcze bardziej nieszczęśliwa i bezradna. Chciała przeczekać gorące
godziny przed przyjęciem i samo przyjęcie i nie psuć humoru rodzinie, ale przed
matką nigdy nie miała tajemnic. To, co powiedziała Laura, wcale nie rozwiązało
jej dylematu.
- Póki nie zdradzisz mi swego problemu, nie zaznam spokoju, córeczko.
Znasz mnie. Będę sobie wyobrażać najgorsze.
- To szantaż! - zaprotestowała Paige, usiłując się uśmiechnąć.
- Taka jest prawda. Wyglądasz mi na chorą. Ale zwróciłam uwagę na coś
jeszcze. Coś w twoich oczach. Pamiętam dzień, kiedy przyszłaś ze szkoły z
właśnie takim wyrazem oczu. Nauczyciel rysunków zaprosił cię na wycieczkę
do Muzeum Guggenheima, a twój wzrok odbijał zarówno podekscytowanie, jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]